poniedziałek, 18 maja 2015

Zakupy z Polski

Witam,

Znów dość długo mnie nie było, ale tym razem powodem mojej nieobecności był tygodniowy wypad do Polski na szybkie naładowanie baterii po bardzo stresującym marcu i wcale nie lepszym kwietniu.


Jak widzicie tytuł posta jest dość oczywisty i tym razem nie były to zbyt duże zakupy i głownie kolorówka, wiec jeśli jesteście ciekawe zapraszam na dalsza część posta.

W dużej mierze są to zakupy w uwielbianym przeze mnie Inglocie ( jak mogło być inaczej :) ) a także Golden Rose i KOBO.

Może zacznę od tego czego kupiłam najwięcej, a mianowicie pigmentów ( cieni sypkich ) Inglot, które uwielbiam i każdy z kolorów jest wręcz zachwycający. Lista była całkiem pokaźna, ale po zderzeniu z rzeczywistością nieco się skróciła, bo niektóre numery były niedostępne. O innych pigmentach Inglota pisałam TUTAJ

Kupiłam trzy pigmenty z najnowszej kolekcji Star Dust, jeden z Mamma Mia i jeden ze standardowych kolorów.

Wybrałam numery 114, 111 i 115, które urzekły mnie swoja wielowymiarowością. Miałam chrapkę jeszcze na jeden, ale ponieważ niektóre rzeczy kupowałam w ostatni dzień mojego pobytu nie miałam czasu na odwiedzenie innych punktów wiec tym razem musiałam obejść się smakiem  ( ale nie na długo )...


111 to przepiękny kruszony pigment, który w pojemniczku nie wygląda może zbyt atrakcyjnie, ale po roztarciu daje cudowny efekt. Mieni się na różowo i zapewne będzie akcentem w niejednym moim makijażu gdyż doskonale sprawdzi się w dziennych makijażach nałożony na środek powieki lub jako akcent w wewnętrznym kąciku.


115 to kolejny kruszony pigment, bardzo zbliżony do 111 ale nieco bardziej złotawy. Po roztarciu opalizuje na złoto, różowo i szampańsko czego niestety nie udało mi się złapać na zdjęciu. W zasadzie ciężki do określenia, wielowymiarowy w zależności jak padnie światło. Pięknie się mieni i w sztucznym świetle wygląda wręcz zjawiskowo, tak samo jak poprzedni będzie super wyglądał jako akcent w wewnętrznym kąciku. Myślę, że użycie go w makijażach ślubnych nada im czegoś niepowtarzalnego.


114 to turkusowy pigment, po roztarciu opalizujący na zielono, dający delikatną mgiełka koloru.


313 to w zasadzie jedyny pigment z kolekcji Mamma Mia jaki kupiłam. Reszta z odcieni była bardzo zbliżona do tych jakie są dostępne w najnowszej, wiec doszłam do wniosku, że nie będę się powtarzać. 313 jest to czysty pigment o nieco innej konsystencji niż dotychczasowe jakie Inglot wypuścił na rynek. Jest bardziej suchy jeśli można tak powiedzieć, konsystencją przypominający bardzo drobno zmielony brokat, wiec z tego tytułu trzeba bardzo uważać z jego nakładaniem bo będzie się dość mocno osypywać. Nie zmienia to jednak faktu, ze kolor jest zjawiskowy i pięknie będzie się prezentował w makijażach wieczorowych. Ja tu gadu gadu a nie powiedziałam o kolorze, to piękny głęboki granat mieniący się na wiele odcieni.


273 jest to ostatni z pigmentów jaki zakupiłam. Poszukiwałam czegoś co pięknie wybije niebieska tęczówkę, chodziło mi o złoto, ale lekko wpadające w miedz. Chciałam inny odcień, ale niestety i tym razem nie było, więc pani zaproponowała ten. Jest bardzo drobno zmielony, konsystencja przypomina pigmenty z Sugerpill. Myślę, że pięknie będzie się komponował z odcieniami brązów, jak również z bardziej odważnymi, zestawieniami kolorystycznymi.

Kolejna rzeczą jaką kupiłam to podkład Inglot HD w odcieniu 71. Jakiś czas temu było mi dane wypróbować ten podkład i muszę przyznać, ze bardzo mi się spodobał sposób w jaki prezentował się na mojej skórze.


Teraz myślę, że będzie musiał chwileczkę poczekać bo kondycja mojej skóry nie jest najlepsza i mam wiele suchych obszarów, ale jak tylko porządnie ją nawilżę zdecydowanie przystąpię do jego używania :)

Jestem w trakcie pewnego eksperymentu wiec jak tylko zobaczę pierwsze rezultaty to dam Wam znać.

Ostatnimi rzeczami jeśli chodzi o make up są cienie. Nie kupowałam wiele, bo w zasadzie mam już tego całkiem pokaźna kolekcje a duplikowanie nie bardzo jest sensowne. Tym razem kupiłam tylko 3.



345 Inglot  - to pastelowa pistacja, o wykończeniu matowym. W zasadzie tylko tego koloru brakowało mi do stworzenia paletki na podobieństwo Sugarpill.

102 KOBO Almond - to matowy śmietankowy cień, którego jeszcze nie miałam w swoich zasobach a świetnie sprawdzi się nałożony pod luk brwiowy jako podkreślenie dolnej linii brwi ( nie lubię nakładać na tym obszarze korektowa, który jak dla mnie wygląda ciężko, ani kredki, która znów lubi podkreślić włoski ) i optycznie podniesie cala brew do góry.

205 KOBO Gold - to chyba kolejny ze złotych cieni jaki kupiłam, ale wciąż jestem na etapie poszukiwania idealnego.

I ostatnimi rzeczami jakie kupiłam tym razem w Polsce to moja ukochana odzywka do paznokci z Eveline - recenzję znajdziecie TUTAJ oraz dwa Topy z Golden Rose Gel Look i Quick Dry.

Gel Look jeszcze nie miałam więc postanowiłam wypróbować, natomiast Quick Dry bardzo lubię ( jedna buteleczka już za mną ) i jestem zadowolona z efektu jaki daje i jak długo się utrzymuje na moich paznokciach. Recenzja już niebawem :)


Tym razem niewiele tego nie było, ale zawsze :)

Piszcie czy miałyście już któryś z tych produktów a może nakłoniłam Was do zakupu?

Tymczasem do następnego...

Dominika

2 komentarze:

  1. przecudowne są te pigmenty - również posiadam i najchętniej wszystkie bym wykupiła:)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...